[break]
Choć - jak podkreślali organizatorzy - festiwalu nie tworzono wokół żadnego wspólnego tematu, sprawy społeczne zdominowały jego program.
Zaczęli Niemcy z berlińskiej Shaubuhne am Lehniner Platz „Wrogiem ludu”, spektaklem, w który wpletli dyskusję z widownią na temat demokracji i zagrożeń, jakie na nią czyhają. Inny berliński zespół opowiedział o historii „Mein Kampf”, książki zawierającej polityczne credo Hitlera. Książki, która wciąż jest czytana, a wkrótce może być drukowana bez ograniczeń, bo wygasają prawa autorskie. Amerykanie przenieśli widzów do pogranicznego meksykańskiego miasta Juárez, w którym zogniskowały się najboleśniejsze problemy, jakie mogą pojawić się na granicy państw. I nawet klasykę - od „Iliady” Homera po sztuki Czechowa i Ibsena - oglądaliśmy przeniesione w dzisiejsze realia. Słowami klasyków - a także nieco zapomnianego Adolfa Nowaczyńskiego - opowiadano o aktualnych sprawach narodów, społeczeństw, świata.
Publiczność zelżona
Kontaktu ze współczesną rzeczywistością widzowie nie stracili też w ostatnie wieczory festiwalu, podczas których najpierw znaleźli się w południowoamerykańskiej stolicy, a potem na północnym krańcu Europy i w samym jej sercu, w Brukseli - choć belgijski spektakl mógłby dziać się gdziekolwiek na naszym sytym, ale starzejącym się kontynencie.
Znakomita adaptacja tekstu Homera, precyzja wykonania, bez popisów - tam nie było solistów, tylko zespół. - juror Dariusz Kosiński o „Iliadzie”
W Santiago de Chile znaleźliśmy się wraz z aktorem Roberto Fariasem, wykonawcą monodramu „Dostęp”, wyreżyserowanego przez Pabla Larraína, który uchodzi za najwybitniejszego chilijskiego reżysera filmowego. Chilijczycy opowiedzieli historię chłopaka ze slamsów molestowanego przez księży z ośrodka wychowawczego, człowieka, dla którego dostęp do dóbr współczesnego świata możliwy jest tylko poprzez prostytucję lub kradzież. Monodram kończą... obelgi rzucone w stronę publiczności. W stronę tych, którzy nigdy „nie ukradli nawet cukierka” i nie są w stanie zrozumieć upodlenia ludzi „bez dostępu”.
Bez dostępu do szczęścia
Teatr Miejski w Reykjaviku spektaklem na motywach Czechowowskiej „Mewy” zabrał widzów do kraju z dostępem do wszelkich dóbr cywilizacji, ale bez gwarantowanego dostępu do szczęścia i twórczego spełnienia. „Mewa” przeniesiona z Rosji sprzed ponad stu lat do letniego domu pod Reykjavikiem, gdzie spotyka się grono ludzi usilnie dążących do spełnienia, poszukujących sensu także poprzez sztukę, zabrzmiała mocno i boleśnie. Za ten spektakl Yana Ross dostała nagrodę dla najlepszego reżysera festiwalu.
Starość z tajską zupą
Przejmujący a jednocześnie zabawny okazał się „Ojciec” w wykonaniu nieprawdopodobnie sprawnych aktorów-tancerzy (również śpiewających) z brukselskiego teatr Peeping Tom i grupy amatorów z Torunia. Oryginalne widowisko ukazuje groteskowy dom starców. Pensjonariusze oddawani tam przez zapracowane dzieci (albo, jak to w starzejącej się, bezdzietnej Europie, samotni) obsługiwani są przez egzotyczny personel, który często mówi i śpiewa po... chińsku. A może dotknięci chorobą Alzheimera podopieczni po prostu wszystko już odbierają jak chińszczyznę? Tę śmiesznie-smutną opowieść o starości we współczesnej Europie część widowni nagrodziła oklaskami na stojąco.
Standing ovation natychmiast po opadnięciu kurtyny zgotowała cała publiczność „Iliadzie” Homera w reżyserii Jermeja Lorenciego, przygotowanej we współpracy trzech instytucji kulturalnych słoweńskiej stolicy - Lublany. I właśnie „Iliada”, mądre, doskonale zainscenizowane przedstawienie o „człowieku, który stawia się w roli boga” zdobyło Grand Prix festiwalu „Kontakt 2016”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?